poniedziałek, 2 października 2017

[0988]

Ruiny Młyna Lelitów przy ulicy Kocmyrzowskiej

Pierwsze zabudowania powstały tu w latach 30' XIX wieku. Początkowo był to tartak z napędem wodnym, gdzie produkowano m.in. meble. W roku 1915 tartak doszczętnie spłonął, ale jeszcze w tym samym roku całość odbudowano, jednak już pięć lat później zmieniono jego funkcję na młyn parowy. Teren ku temu był atrakcyjny, gdyż znajdował się pomiędzy dwiema rzekami - Dłubnią i Młynówką, które zapewniały wodę i siłę do napędu. Po II wojnie młyn znacjonalizowano i ochrzczono nazwą Zakłady młynarskie nr 3 Bieńczyce, którą zresztą do dziś znajdziemy na bramie prowadzącej do zabudowań. Na początku lat 60' młyn gruntownie przebudowano dostosowując go do nowych technologii, co jednak nie przyniosło pożądanych rezultatów. Tuż po transformacji ustrojowej, w roku 1993, młyn został zamknięty i od tamtego czasu niszczeje sobie spokojnie na uboczu ulicy Kocmyrzowskiej. Dostać się do niego łatwo, co prawda tabliczka mówi, że nie wolno, ale środki zapobiegawcze są właściwie żadne. Jest brama, ale to tyle z umocnień. Można też wejść od strony rzeki Dłubni, gdzie w ogóle nie ma żadnych ogrodzeń za to masa pokrzyw. Mnie prywatnie chodzenie po ruinach średnio bawi, ale wielu tam było i udokumentowało na YT. Wystarczy wpisać odpowiednią frazę w Google. Kompleks wrócił już do prawowitych właścicieli, rodziny Lelitów, ale jego stan jest jak widać - w totalnej ruinie, do czego przyczyniło się kilka pożarów, w tym najpoważniejszy z roku 2010, oraz notoryczna grabież trzewi przez okoliczny element. Szukając informacji o młynie trafiłem na projekt rewitalizacji i stworzenia tam Domu Mody. Rzecz jasna to tylko koncepcja, ale to już coś. Co więcej koncepcja stworzona przez prawdopodobną współ/właścicielkę zabudowań. Żadnej pewności nie mam, sugeruję się tylko nazwiskiem architektki. Na razie zabudowania pozostają w gminnej ewidencji zabytków, jednak nie są w rejestrze, a żyjąc w Krakowie wiemy, jak łatwo jest coś z ewidencji wykreślić. Niemniej jednak na wszystkich zdjęciach jakie znalazłem widoczna w budynku brama i okno są zamurowane – dziś już nie, więc być może to znak nadchodzących zmian.

Na ulicy Kocmyrzowskiej, która ciągnie się przez prawie pięć kilometrów od Ronda Kocmyrzowskiego aż do północnej granicy miasta, znajduje się jeszcze kilka innych wartych uwagi pamiątek przeszłości. Są to głównie stare, drewniane domy z początku zeszłego wieku, które pamiętają lepsze czasy podkrakowskich wsi Krzesławice i Bieńczyce. Niestety dziś i one nie prezentują się najlepiej. Dom pod numerem 9, niby też wpisany do ewidencji, dziś jest zabitą dechami chałupą zasłoniętą przez krzaki i okupowaną przez okolicznych bezdomnych. Lepiej ma się numer 15, ale i tutaj lepsze czasy już były. Zresztą, gdy zaczną budować węzeł Kraków-Grębałów, o którym pisałem poprzednio, prawdopodobnie i ten dom będzie musiał niestety zniknąć. Dziś takich domków jest tam jeszcze zaledwie kilka, do zliczenia na palcach jednej ręki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz